Żyjemy w czasach, w których zdrada jest najłatwiejsza do spełnienia, dzięki internetowi, luźnym obyczajom społecznym, ale najtrudniejsza do ukrycia.
Wykrycie zdrady w dzisiejszych czasach tak naprawdę jest kwestią czasu. Oczywiście są osoby, które lepiej się kamuflują i potrafią żyć w dwóch równoległych rzeczywistościach naraz.
Obserwowałem mężczyznę, który był świetnym ojcem i mężem, zainteresowanym żoną i zaangażowanym w wychowanie dzieci, a jednocześnie miał kochankę. Gdyby nie to, że żona zupełnie przez przypadek przeczytała wiadomość do niego od kochanki, nigdy nie nabrałaby podejrzeń, bo po prostu nie miała ku temu podstaw.
Powody zdrady
Z tego, co sam obserwuję, wynika, że faceci zdradzają pod wpływem popędu seksualnego, „dla sportu”. Kobiety natomiast najczęściej zdradzają wtedy, kiedy tracą więź emocjonalną z mężczyzną, z którym są w związku — czują się zaniedbane, niedoceniane i niedowartościowane. Szukają nowych, silniejszych emocji, które odnajdują w innej relacji.
Poza tym w sieci można przeczytać wiele artykułów o tzw. symptomach zdrady. W dużym skrócie – na ogół znamy zachowania swojego partnera, mamy więc punkt odniesienia. Jeśli po jakimś czasie widzimy diametralną zmianę w jego zachowaniu — np. zaczyna pilnować telefonu (co wcześniej nie miało miejsca) czy notorycznie wracać później z pracy, to wówczas powinna nam się zapalić czerwona lampka.
Ciekawa jest też reakcja klientów na to, że ich zlecenie z jednej strony zakończyło się sukcesem – są dowody, z drugiej – właśnie dowiedzieli się, że na pewno byli przez partnera oszukiwani.
Najczęściej są już pogodzeni ze świadomością, że partner zdradza. Większość klientów trafia do mnie wprost z poleceń prawników, a do prawnika udają się, by zabezpieczyć się na wypadek rozwodu.
Nie zawsze idą tam z myślą złożenia pozwu, ale przygotowania się na najgorsze. Ci ludzie dopuszczają do siebie myśl o zdradzie, więc dla nich informacja, którą im dostarczam, czasami jest wręcz ulgą, że mają to już „na papierze”. Może dla niektórych zabrzmi to nieco dziwnie, ale te osoby wprost cieszą się, gdy coś udokumentuję. Podchodzą do tego zadaniowo, kibicując mi, bym zgromadził jak najlepsze dowody.
Z opinii klientów na mój temat w internecie wynika, że klienci cenią mnie nie tylko za skuteczność, ale za to, że jestem osobą „wspierającą, której można zaufać, która w trudnych chwilach dała im siłę”. Brzmi bardziej jak psychoterapeuta niż detektyw.
Relację z moimi klientami opieram na zaufaniu, zrozumieniu i komunikacji. Te trzy filary są podstawą owocnej współpracy. Faktycznie mogą do mnie zadzwonić lub napisać o każdej porze i nie mam im tego za złe.
Rozumiem, w jak trudnej sytuacji życiowej się znaleźli i wiem, jak silne emocje nimi targają. Niejednokrotnie sami nie umieją sobie z tym poradzić, a ja na bazie swoich doświadczeń potrafię „po ludzku” podnieść kogoś na duchu, poinstruować czy wesprzeć dobrym słowem lub skierować do osoby, która udzieli profesjonalnej pomocy psychologicznej.
Zauważyłem, że paradoksalnie najłatwiej otwieramy się przed zupełnie obcymi nam osobami. Często słyszę, że już podczas rozmowy telefonicznej budzę zaufanie i osobom, które umawiają się ze mną na konsultację, łatwiej się przede mną otworzyć.
Być może dzieje się tak dlatego, że zależy mi na tym, aby moi klienci przez ten często bolesny etap rozstania czy rozwodu przeszli jak najłagodniej, wykazuję się więc zrozumieniem i cierpliwością. Pracując dla nich jestem z nimi w ciągłym kontakcie. Bardzo to doceniają.
Pracuję wtedy, kiedy osoba, którą obserwuję, jest aktywna, lub wtedy, kiedy proszą mnie o to klienci.
Nie czuję się tą pracą zmęczony, myślę o niej bardziej w kategoriach zadaniowych i rozwojowych niż emocjonalnych. Zastanawiam się, co mogłem w konkretnej sytuacji zrobić lepiej, co mógłbym poprawić w przyszłości, itd. Jestem bardzo wymagający w stosunku do siebie. Książkowy przykład indywidualisty, dlatego też pracuję sam.
Nieuzasadnione podejrzenia zdarzają się bardzo rzadko, to promil spraw. W 99 proc. przypadków podejrzenia się potwierdzają. Takie są fakty, który potwierdzi każdy detektyw zajmujący się takimi sprawami.
Test wierności
Nie godzę się na testerów/testerki wierności. Nie uważam tego za prawidłową formę weryfikacji wierności partnera. To tania prowokacja, która sprawdzi partnera w bardzo konkretnym scenariuszu i nie jest to ani dowodem na jego przyszłą niewierność ani także na wierność. Jako detektyw sprawdzam i dokumentuję stan faktyczny, a nie sytuację kreowaną w sztucznych warunkach.
Z jednej strony osoba, która ulegnie takiej pokusie i dopuści się zdrady, raczej nie rokuje na lojalną, a partner ją sprawdzający może to uznać za koniec relacji. Z drugiej jednak strony ktoś może być po burzliwej kłótni z partnerem (pod wpływem silnych emocji) czy pod wpływem alkoholu na imprezie i testowanie go w takiej sytuacji też jest według mnie wątpliwe. Mamy jednak wolny rynek i jeśli ktoś chce z takiej usługi skorzystać — nic nie powinno stać na przeszkodzie.